O odpuszczeniu już tyle było, że nie będę się powtarzać. Mogę jedynie przefiltrować ważne słowa przez swoje własne doświadczenia, przeciwnie będzie fałsz.
Tak. Bardzo mi na czymś zależy. Tak bardzo, że zgodnie z tym, co napisałam ostatnio, skupiam się na tym, co się zdarzy i nie zauważam tego, co się zdarza. Przekładam to teraz na matę i swoją praktykę. Tak bardzo zależy mi na jednej, dość dla mnie ważnej asanie, że nie zauważałam progresu w innych. Od kilku dni jednak powiedziałam sobie-wystarczy. Robię tyle, ile mogę. Przestałam myśleć o tej już wcale dla mnie nie najważniejszej asanie, tylko przyglądać się tym pozostałym. Ile tam odkrywam radości, ukojenia, jak mi dobrze w tych, które kiedyś były dla mnie trudne, jak spokojnie sobie w nich oddycham.
Przyglądam się swojej praktyce, jak pięknie moje ciało się porusza spójne z oddechem, jak ten oddech wydłużam, jak pozwalam sobie zostać dłużej w tych pozycjach, z których kiedyś uciekałam. To są drobiazgi, które sprawiają, że tęsknię za praktyką, za tym spokojem na macie. A ten, naturalnie pojawił się też poza nią. Mam ten spokój, gdy sobie obserwuję moje ulubione szwedzkie małżeństwo Ingę i Toma, w wieku znacznie starszym niż moi rodzice. W rozmowie z B. po praktyce. W czekaniu na I. Wreszcie w przyjaźni do siebie, do swoich dziwactw, które dziwactwami są tylko i wyłącznie w oczach innych ludzi, a dla mnie są jakąś częścią mnie, bez której nie byłabym tym, kim jestem, ten „zlepek” zachowań, które tworzą mnie i za które ktoś mnie lubi, a ktoś inny niekoniecznie.
Gdy dzisiaj usiłowałam wstać z mostka, stała przede mną i powiedziała „Isabela, be patient, it will come and when it comes say welcome”, więc nie walczę, bo walka nie kojarzy mi się z jogą, trwam sobie i próbuję w tym być, zgodna ze sobą i czasem, który jest mi dany, bo może wystarczy być (ukłony w stronę B.).
Cdn…