W GRUDNIU POD LIPĄ
Póki to żyje we mnie, cały czas rezonuje, piszę o tym czasie niesamowitym. To pierwszy tak liczny wyjazd grudniowy do Domu pod Lipą. Pierwszy taki trochę inny bo ashtangowy, tak bardzo intensywny, wypełniony praktyką. Pierwszy taki z moim wewnętrznym niepokojem, jak to będzie, jak się potoczy. Niepokój znikał stopniowo, w dużej mierze też dzięki miejscu, do którego zawsze jadę jak do domu. Razem z Natalią, którą zaprosiłam tym razem, zrobiłyśmy wszystko by przekonać grupę, że ashtanga jest praktyką dla każdego i mam nadzieje, że nam się to udało. Słowo wdzięczność w zasadzie nie jest w stanie pomieścić tego, co czuję po tym wyjeździe. Pozostając w lekkim oderwaniu od rzeczywistości, będąc jeszcze trochę tam, ale już tu, w obowiązkach, życiu, sprawach ważnych i ważniejszych, sycę się wspomnieniem tego czasu i daje na to przyzwolenie. To już dziewiąty raz w Domu pod Lipą, nie wiem kiedy to się wydarzyło. I to też jest niesamowite.
PAŹDZIERNIK ZE SPECJALNĄ GOŚCINIĄ
Mamy listopad, prawie cały miesiąc minął od momentu jak wróciliśmy z pięknego wyjazdu, kolejnego już do Domu pod Lipą. Ten, jak każdy był wyjątkowy, nie dlatego, że jak zwykle dopisała pogoda, ale poprzez obecność specjalnej gościni, mojej dobrej, bratniej duszy Gosi (GoforRest), która przyleciała do nas z Belgii. Uraczyła nas całym dobrem jaki ma w sobie, zatroszczyła się o to byśmy wszystkie wypoczęły i zrelaksowały się w rytmie jej prowadzenia. Niektóre z nas mogły doświadczyć cudownej chwili podczas masażu dźwiękiem. Dla mnie to też był piękny czas, one zawsze są dobre i piękne, ale tym razem byłam z Gosią, z którą się odnalazłyśmy po długim czasie i to na ścieżce, o której wcześniej nie sądziłyśmy, że będzie naszą. Dałyśmy sobie, jak przypuszczam, dużo dobrego, dużo radości, ciepła, zrozumienia, akceptacji. I mogę być wdzięczna za ten czas z nią, bo wraz z tym czasem przyszło zrozumienie, akceptacja również, spokój i nadzieja. Nie mówię koniec, przeciwnie, po tym wyjeździe chcę jeszcze raz tego doświadczyć i tym razem w innych okolicznościach przyrody. Postanowiłyśmy jeszcze raz Was zaprosić na wspólny wyjazd w przyszłym roku. Szczegóły wkrótce.
O CZASIE JOGI W GÓRACH
Są takie spotkania, takie chwile, takie rozmowy i w końcu takie osoby, których obecność i dalej wspomnienie tego spędzonego z nimi czasu, na długo zostają w pamięci. Długo też jest pojęciem zupełnie nieprzystającym do okoliczności, zostają w nas na zawsze, są już jak nieodłączny element naszej ścieżki. Każdy wyjazd, który organizuję, skupia takie właśnie osoby. Pisałam już kiedyś o jakimś niesamowitym szczęściu do ludzi, ale patrząc z perspektywy czasu, nie o szczęście tu chodzi. Jestem prawie pewna, że coś nas do siebie przyciąga, że na ten konkretny wyjazd miały jechać właśnie te, a nie inne osoby, czyniąc całość spójnym i mądrym doświadczeniem. Każdą opowieść, historię, rozmowę zostawiam dla siebie, nawet zdjęciami grupowymi się nie dzielę z szacunku do prywatności każdej osoby. Mamy na wyłączność ten czas, którym się dzieliłyśmy. Mam też takie poczucie odnalezienia, odszukania, niespecjalnie szukając, bratnich dusz czy sióstr, współtowarzyszek, wspierających i inspirujących towarzyszek. Jakże mi blisko do tej wspólnoty, do tego bycia razem, do tego współistnienia. Tydzień po weekendzie z jogą w górach, korzystając z okazji, pojechałam na krótkie odosobnienie Weekend z Mindfulness z Tomaszem Kryszczyńskim, czyniąc z tych wspólnych weekendów już małą rutynę. Są one dla mnie powrotem do praktyki uważnego życia, praktyki, której błogosławieństwo odczuwam z coraz większym natężeniem. Miałam tam czas by ułożyć, osadzić doświadczenia poprzedniego weekendu. Weekend z Mindfulness Każdy wyjazd, który organizuję, jest dla mnie czasem wyjątkowym i do każdego przygotowuję się tak samo, z pełnym zaangażowaniem, zwykle pozostając z małą obawą, jakim tym razem ten wyjazd będzie. Ten maleńki lęk pozostaje we mnie przez cały czas wyjazdu, ale maleje z każdym dniem, gdy coraz bliżej poznaję Was.
JOGA W GÓRACH JUŻ ZA CHWILĘ
Cieszę się na maj w Biorezydencji. To już kolejny wyjazd z jogą, który organizuję, a tym razem zmieniamy destynację na górską, co było zawsze moim marzeniem. Czeka mnie trudny tydzień, przygotowywanie programów, przećwiczenie wszystkiego tak, żeby każda osoba czuła, że to praktyka właśnie dla niej, że coś zostawia wewnątrz, że jest częścią czegoś co czyni nasze życie takim ładnym, po prostu. Myślę o jodze ostatnio bardzo dużo, w rozmaitych kontekstach, pewnie dlatego, że ten temat do mnie przychodzi sam wraz z każdą propozycją wspólnego spaceru i „przegadania” tematu, który gdzieś uwiera. Co wybrać, dokąd iść, jaka joga itp. Słyszę Was, przyglądam się, obserwuję i widzę siebie, słyszę swoje wątpliwości, swoje rozterki, te miliony „przegadanych” ze sobą godzin. Widzę tę bieganinę, brak zdecydowania, chwiejność czasami złość na mnie nawet. Ok. Też złościłam się na ludzi do których chodziłam na zajęcia. W tej całej mieszaninie uczuć, które Wami targają, na temat jogi oczywiście, zwykle odpowiadam cytując mojego ukochanego Maestro – róbcie tak, jak czujecie, bo to Was czyni wolnymi. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli ta, którą wybierzecie, będzie spójna z Wami, to macie to, co joga daje najpiękniejszego. Zrobię w Biorezydencji to, co chyba umiem dobrze robić i spróbuję to zrobić w sposób, który będzie spójny ze mną, wierząc, że będę mogła obserwować osoby, które potrafią zatracić się w praktyce w zgodzie ze sobą.